Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Historia o Krystynie, czyli jak alkohol niszczy człowieka

252 430  
877   137  
Ostatnio pojawił się artykuł o dzielnicy z dostępem do dopalaczy i życiu tamże. Tak mnie natchnęło, żeby jeszcze dorzucić do kociołka.

Przy okazji obecnych mrozów, kiedy jak co roku trąbi się o czujności co do śpiących/leżących ludzi na ulicach, wspominam sobie pewną żuliettę, którą najgorszy mróz nie chwyci, prędzej ja zginę marnie, a nie ona i jej pasożyty.

Żeby nie było, nie generalizuję. Nie opisuję tu problemu, ale pewną sytuację, która bardzo na mnie wpłynęła. Opowieść być może jest kontrowersyjna, ale absolutnie subiektywna i do wszystkich srających ogniem, którzy oskarżą mnie o brak człowieczeństwa w obecnym czasie mrozów mówię: Pobądźcie tylko dobę z taką osobą. Wtedy porozmawiamy.

Historia o Krystynie – imię niezmienione.

Tam gdzie pracowałam, pojawia się co jakiś czas pewna Krystyna. Prędzej powiedzieć, że się pojawia co dzień.

Krystyna pojawia się częściej w zimie niż w lecie, ale zawsze można liczyć na to, że jest gdzieś w pobliżu. Krystyna podobno swego czasu miała pracę i życie jak każdy inny obywatel naszego Kraju-Raju, ale trochę dała ostro w palnik w robocie, wylali na zbity pysk i Krystyna postanowiła zostać chlorem. Krystyna ma około sześćdziesiątki, ale wygląda na jakieś stoczynaście plus dziesięć, jest chuda jak patyk, gdyż waży jakieś 40 kilogramów.

Outfit, który ma na sobie zależy od tego, która grupa społeczna ją dorwie, umyje, przebierze i odwszawi. Czasem ma więc laczki z Caritasu, czasem płaszcz od MOPS-u, czasem jakaś dobra duszyczka podaruje parę gaci. Włosy ma zawsze krótkie, bo nie opłaca się leczyć wszawicy, łatwiej opitolić na łyso i nałożyć czapkę. Krystyna nosi zatem czapkę cały rok bez przerwy. Nie żeby z ochrony przed zimnem i ochrony mózgoczaszki. Zanik mózgu ma alkoholowy już od dawna, więc nie ma co chronić. Tak o nosi, bo jak sama mówi: „Chujowo wygląda taka łysa”.

Zębów nie ma już chyba wcale, nie zaglądałam, ale kontakt słowny jest z nią utrudniony. Zresztą nawet gdyby miała zęby, to i tak ma poalkoholowy zespół Wernickiego, zatem jak mówi encyklopedia, ma selektywne zaburzenia pamięci krótkoterminowej i następcze konfabulacje, strzyka więc śliną i bredzi trzy po trzy. Całkiem wyraźnie za to przeklina w moim kierunku, policji i ochrony, czasem próbuje kopnąć, albo opluć, ale zazwyczaj kończy się to epickim w jej wykonaniu orłem.

Krystyna podobno kiedyś miała pracę jako sprzątaczka w urzędzie stanu cywilnego, córkę i mieszkanie, gdzie wyżej wymieniona córka obecnie mieszka. Córka podobno się deklaruje, że może matkę wziąć do siebie, ale Krystyna stanowczo odmawia i za każdym razem daje nogę. Nawet w trzaskający mróz. Woli sobie postać pod barem mlecznym, codziennie znajdzie się jakaś dobra dusza, co jej pierogi kupi albo krupnik. Bo bony żywnościowe, to zaraz jak je dostanie, to odsprzeda jakieś biednej emerytce i wyda na melinie na wódę.

Krystyna kilka lat temu miała swego ukochanego, co z nim przesiadywała/mieszkała w śmietniku na osiedlu, racząc się dyktą i inszym podłym etanolem, ale ukochany w końcu kopnął w kalendarz, więc Krystyna musiała się stamtąd wyprowadzić. Po zmianie miejscówki Krystyna znalazła nowego gacha, sporo młodszego, ale równie śmierdzącego jak ona i z notorycznie obitym ryjem, ponieważ gach co chwile w pijackim widzie wywraca się na pysk. Gach ma na imię Piotruś (imię nie zmienione), kuma, co się do niego mówi i nie dyskutuje, jak się go wyprasza. Krystyna za to dyskutuje stale i zawsze są z nią problemy. Jej argumentem do dyskusji jest to, że jest bezdomna, nogi ją bolą, nie może wstać z ziemi, bo ją połamało, oraz że czeka na karetkę, a w ogóle to ona może tu być, bo jej pozwolili.

Groźbami się nie przejmuje. Strażą miejską też nie, bo chłopaki rzadko ją podwożą na izbę, tylko wywalają za rogiem. Krystyna za to boi się zwykłej ochrony oraz policji, oraz odświeżacza w spraju. Ci pierwsi się nie pitolą w tańcu, wywożą ją poza miasto (raz wracała z sąsiedniego miasta – 20 kilometrów), drudzy podobno wrzucają ją na dołek, gdzie jest zimno i nie ma łóżka, jedzenia też nie dają, rano wypuszczają, a odświeżaczem pracownicy budynku psikają tam gdzie stoi, a ona tego nie lubi. Policja też czasem śmieszkuje i ją wywozi gdzieś w las. Ale nie z Krystyną takie numery. Krystyna zawsze wraca.

Dzień Krystyny wygląda następująco. Rano, koło szóstej wyrzucają ją z klatki schodowej, gdzie sypia ze swoim gachem. Idzie zatem pod market, aby uzbierać na browar za dwa złote, ale musi zdążyć przed ósmą, zanim pojawi się administrator budynku, który ją z niego wyrzuca. Następnie wraca do klatki, albo jak jest cieplej, to pędzi od razu pod bar mleczny. Następnie stoi. Albo kuca. Albo przysypia na stojąco jak koń. Czasem zje, czasem nie, ale nie dlatego, że nie ma, zawsze dostanie, tylko nie je, bo nie chce. Wiele razy na moich oczach wyrzucała świeże bułki, no nie miała gdzie ich trzymać, a w kieszeni mieściła się tylko flaszka.

Krystynę często przyłapujmy, jak rąbie banany i kiełbasę 19,90 za kilo. Babcie, co się jej zrzucają na jedzenie z litości, nie mają na takie delikatesy. Potem ze swym absztyfikantem lecą na melinę, aby walnąć grzdyla, albo dwa. Albo dwadzieścia dwa. Albo dwieście dwadzieścia dwa, zależy od tego, ile użebrzą i ile im renty czy też emerytur zostanie. Potem już się chłodno robi, więc próbują się wbić z powrotem do budynku z marketem - mają taką miejscówkę w klatce schodowej, akuratna półeczka do przywiędnięcia i drzemki. Nigdy nie słyszałam, żeby rozmawiali. Administrator według Krystyny to skurwysyn i ona przez niego ma zszargane nerwy, bo czasem złośliwie zostaje dłużej niż do 16 i ona nie może wejść do budynku, bo on się czai za winklem i ją wyrzuca za bety.

- Ty chuju, weź się za jakąś robotę! – wrzeszczy na niego Krystyna, pracownik miesiąca. Ale wychodzi, bo nie ma wyjścia. Paradoks.

Zatem Krystyna czasem z gachem, a czasem bez, przesiaduje w cieple, aż do zamknięcia, no chyba że tak śmierdzi, że przechodząc oczy pieką, więc wzywa się jakieś służby. Od Krystyny wali niemiłosiernie nie tylko dlatego, że myła się ostatni raz pięć miesięcy temu, ale też dlatego, że nikt nie chce jej wpuścić do toalety i musi załatwiać się na zewnątrz. Czasem na mrozie. I żeby nie przeziębić sobie wiadomych części ciała, sika przez spodnie. Zresztą i tak przeważnie jest tak najebana, że nie kontroluje tego.

Krystyna jak ma dobre dni, nie będąc w cugu, to wieczorkiem jedzie do noclegowni, ale tylko wtedy, kiedy jest trzeźwa. Pijanych nie wpuszczają. Zatem w noclegowni jest rzadko. W zeszłą zimę zniknęła na dłużej, pojawiła się na wiosnę dopiero, podobno trafiła do sióstr zakonnych - tak gadają. Wróciła czysta, bez wszawicy, ale świeże powietrze i pączki na drzewach wpłynęły na nią sentymentalnie, że musiała się znowu napić. Zresztą okazało się, że ma do wypłaty kilka nieodebranych rent, więc aj waj! Lecimy z imprezą od rana do nocy, stykło nawet na rarytas, czyli wódkę ze sklepu.

W lato z gachem urządzili sobie gniazdko w opuszczonym polonezie trucku, ale na jesieni miasto go usunęło, a poza tym zimno się zrobiło, więc trzeba było wrócić do starych przyzwyczajeń.

Pewnego dnia patrzę, a Krystyna leży na swej ulubionej półeczce, trzymając w objęciach pustą flachę po denaturacie. Ubieram zatem gumowe rękawice do łokcia i idę sprawdzić sytuację. Okazuje się, że Krystyna jest już w takim stanie, że psikanie odświeżaczem oraz ciągnięcie za fraki nic nie daje, więc zostaje tylko wezwanie pogotowia. Chłopaki przyjeżdżają, pakują Krystynę do worka, coby im karetki nie zaświniła i jazda. Myślę sobie, cudo, parę dni spokoju, zatrzymają na odtruciu, albo gdzieś zamkną na chwilę, ale na drugi dzień, ósma rano, powitał mnie lekko skacowany obraz Krystyny z browarem w dłoni. Demyt.

I tak żyło się tu z Krystyną, którą otacza zgraja ludzi starających się jej pomóc, tyle że Krystyna nie chce pomocy. Jej życie już nie płynie z dnia na dzień, tylko z minuty na minutę. Od łyka do łyka. Od myślenia jak uciec przez administratorem i policją, i ochroną sklepu. Krystyna mogłaby wrócić na łono społeczeństwa, bo odwyk w naszym pięknym Kraju Raju jest darmowy, ale po co. Krystyna co miesiąc ma kasę od państwa, co jej wystarcza na flaszkę. Bo na jedzenie zawsze ma. Ludzie nie dadzą umrzeć z głodu.

Nie zliczę sytuacji, kiedy kłóciłam się nie z Krystyną, tylko ze świętymi przechodniami, którzy z pyskiem startowali do mnie, że jestem suką, która śmie w mróz wyrzucać człowieka bezdomnego. Na propozycję, żeby ją sobie zabrali ze sobą i posadzili w salonie, najczęściej słyszałam: „Dobrze pani z tym, że jest pani takim chujem?”.

Już tam nie pracuję. Opuściłam to miejsce z ulgą. Przykro mi to mówić, ale moja wrażliwość na tego typu sytuacje drastycznie się obniżyła. I nie wiem, czy wróci do poziomu empatycznego, cywilizowanego człowieka.
25

Oglądany: 252430x | Komentarzy: 137 | Okejek: 877 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało