Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Niesłowne klientki, pretensje żony i inne anonimowe opowieści

37 519  
246   94  
Dziś przeczytacie m.in. o złośliwych uwagach od matki narzeczonego, ciężkich początkach pracy na nowym stanowisku, chorobliwym zabieganiu o uwagę i toksycznej żonie.

#1.


Jestem kosmetologiem. Wypłata w tej branży składa się z najniższej krajowej + procentu od swojego obrotu. U mnie to 10% od każdego zabiegu. Wszystko OK, zarabiałam całkiem nieźle, do czasu... Od sześciu miesięcy jest jakaś plaga kobiet, które notorycznie i na ostatnią chwilę odwołują zabiegi. Ja rozumiem, może coś wypaść, dziecko się może rozchorować, auto paść itp., jednak mamy agentki, które potrafią się zapisywać dwa razy tego samego dnia na wizytę i na żadną nie przyjść. Często jest tak, że z wypełnionego kalendarza zostają mi góra dwie wizyty, bo panie się rozmyśliły, przeliczyły budżet lub zwyczajnie im się nie chciało. I to też jest OK, nikt nikogo nie zmusza, ale na jej miejsce są co najmniej dwie następne osoby, które chętnie by przyszły.

Zadatki nie pomogły, buntowały się strasznie, były co chwila awantury na recepcji, żeby im to oddać, bo skąd one mogły wiedzieć, że im się dziecko pochoruje. Zaczęłyśmy stosować przedpłatę 10% już przy zapisywaniu się na wizytę. Też nie pomogło. Zdarzały się krzyki, płacz itp., kiedy po np. szóstej odwołanej wizycie nie chciałyśmy już dalej zapisywać. Najgorsze, że szefowa wymyśliła promocyjne pakiety. Polega to na tym, że klientka wykupuje sobie pięć zabiegów do przodu za obniżona cenę i przy każdej wizycie taki zabieg się „ściąga” z systemu. Robią sobie co chcą, przychodzą kiedy chcą, bo przecież one mają zapłacone. Wielokrotnie było tak, że specjalnie zostawałam dłużej w pracy, żeby po usilnych prośbach klientki (a nieraz i także płaczu) zrobić jej zabieg i czekałam na marne np. dwie godziny, bo ona zapomniała, choć pewnie jej się nie chciało.

Kocham tę pracę, ale powoli przestaje być ona opłacalna, bo siedzę w niej na marne. Już nawet nie chodzi o nieprzychodzenie, tylko o to, żeby dać znać, że nie da się rady dotrzeć na umówiona wizytę. A tak to mam turbo dużo nadgodzin, podczas których siedziałam i nic nie robiłam albo sterylizowałam narzędzia. A z tego, niestety, nie ma pieniędzy...
Uprzedzajcie usługodawców o odwołaniu wizyty. To naprawdę pomaga.

#2.

Z moim chłopakiem byłam prawie 8 lat, byliśmy zaręczeni prawie 4 lata. Matka narzeczonego ciągle krytykowała mój wygląd, uważając go za brzydki. Podczas rodzinnych imprez, na których byłam obecna, ciągle słyszałam uszczypliwe uwagi na temat mojego wyglądu. Raz przy wszystkich powiedziała „O Boże, jaką masz pogniecioną sukienkę” (choć nie była pognieciona) i obserwowała reakcje, potem dodała, że w moich wcześniejszych włosach wyglądam lepiej, bo nos mi mniej wystawał... Gdy narzeczony zażartował na temat mojego nosa przy matce, a ja odpowiedziałam, że sprzedam coś, aby mieć pieniądze na operację, jego matka przysunęła się do mojego ucha i powiedziała, że to nie wystarczy, że na poprawienie twarzy potrzebuję znacznie więcej. Było sporo różnych takich uszczypliwości ze strony jego mamy.
Rozstaliśmy się, bo było mi przykro, że narzeczony nigdy nie sprzeciwił się matce, twierdząc, że to ja robię z igły widły i wymyślam problemy. Ma jeszcze dwóch starszych braci, którzy też są starymi kawalerami po 40 roku życia, a mama usługuje im, jakby nie chciała, żeby się ożenili i założyli rodziny. Co jest nie tak? Czy matka szuka idealnej synowej, czy po prostu chce synów tylko dla siebie? Czy to ja przesadzam?

#3.


Odkąd pamiętam zawsze mieliśmy na podwórku jakiegoś Burka. Kilkanaście lat temu tata postanowił spełnić swoje marzenie i kupił rottweilera. Nie dajcie sobie wmówić, że to agresywne psy. Wszystko zależy od właściciela.

Pies, a raczej ona, była prawdziwym słodziakiem. Jako pupil taty mogła przebywać też w domu. Tak się złożyło, że psiak był w domu podczas niedzielnego śniadania. Jako czworonóg na wiecznej gastrofazie weszła pod stół i z łbem między nogami ojca żebrała o jedzenie. Tata chcąc ją oduczyć takiego zachowania, dał jej do pyska kawałek papryki konserwowej. Zazwyczaj połykała wszystko jak leci, nawet buraki z barszczu, ale papryka nie przypadła jej do gustu. Pożuła dłuższą chwilę, wypluła na płytki i poszła do legowiska. Tata podniósł paprykę, położył z boku talerza i z miną typowego triumfującego Janusza opowiadał nam, jak to psa manier nauczył.
Dokończyliśmy śniadanie, siedzimy, rozmawiamy. Patrzę na pusty talerz ojca i pytam:
„Tato, a gdzie ta papryczka z nauki manier?”.

Miny ojca nie będę Wam opisywał :)

#4.

Oto krótka opowieść o desperacji na poziomie bardzo mocno zaawansowanym. Do dziś czuję wstyd nawet gdy o tym piszę...

Byłam wyjątkowo brzydką i głupią nastolatką. Nie umiałam nawiązać z nikim kontaktu, więc doskwierała mi również samotność, kompleksy i wszystko co najgorsze. Efektem bycia wyrzutkiem była ogromna kochliwość i silna potrzeba bycia dla kogoś. Obcy chłopak spojrzał na mnie albo przepuścił mnie w drzwiach? Rety! Byłam cała w skowronkach! W mig dorabiałam sobie niestworzone historie („Patrzył na mnie przez 3 sekundy! Nikt bez powodu nie patrzyłby na mnie tak długo! Zwrócił na mnie uwagę! Może mu się podobam?”). Tak było wiele razy.

Pewnego dnia klasowy przystojniak poprosił mnie dla żartu o numer telefonu (miał zakład z kolegami). Wmawiałam sobie, że naprawdę mu się spodobałam i myślałam, że odfrunę ze szczęścia. W pośredni sposób cisnął ze mnie bekę, ale ja do końca roku szkolnego wyobrażałam sobie życie z nim aż do grobowej deski.
Kolejny chłopak uczepił się mnie i każdego dnia zagadywał, nazywając mnie przy wszystkich wiejską królewną i ironicznie chwaląc mój złoty warkocz. Chyba nie załapałam jego ironii i byłam dumna ze swego warkocza oraz na tyle zdesperowana, że zakochałam się w nim. Tłumaczyłam sobie, że nazywanie mnie w ten sposób jest komplementem i formą podrywu.
Zakochałam się również w koledze, który uważał, że mam mordę jak buldog.
Gdy pewien chłopak powiedział do mnie, że wyglądam jak róża po burzy, uznawałam to za komplement i myślałam o nim przez najbliższy miesiąc (w końcu po burzy zwykłe kwiaty są w złym stanie, a róże symbolizują piękno!).
Każde zwrócenie na mnie uwagi traktowałam jak wielkie wyróżnienie.
Gdy dorosłam wypiękniałam, ale nadal wyglądam jak zwyczajna dziewczyna, bez szału. Kiedyś poznałam przez internet trzech mężczyzn. Żaden nie chciał się spotkać drugi raz, a ja usilnie pisałam do nich SMS-y o tym, kiedy następne spotkanie. Gdy odmawiali, pisałam SMS-y z wyrzutami „Dlaczego? Coś ze mną nie tak?”, „Przecież dobrze się rozmawiało”, „Przecież mówiłeś, że się spotkamy”.

Na szczęście zmądrzałam i nie rozumiem, jak mogłam być tak głupia. Jak mogłam się tak poniżać i biegać za facetami... Nigdy nie wybaczę sobie tego, jak bardzo byłam zdesperowana i żałosna. Mężowi z pewnością nigdy się tym nie pochwalę...

#5.


Pracuję na obecnym stanowisku nieco ponad miesiąc, a mam dość po dwóch dniach bez lidera działu. Zaznaczę, że totalnie nie mam wcześniejszego doświadczenia w branży, w której pracuję obecnie.

Zostałam sama na kilka dni, a następny tydzień maluje się tak, że też będę musiała radzić sobie sama, bo lider wyjeżdża na szkolenie. W ciągu tych dwóch dni popełniłam tyle małych błędów, tyle kwiatków wyszło, tyle głupich rzeczy, którym dałoby się zaradzić, gdyby był ktoś bardziej doświadczony, że mnie samą to boli. Starszy stażem kolega okazuje zero chęci pomocy i w ogóle myślenia i część roboty jeszcze robię za niego. Moje szkolenie polegało na niecałych dwóch tygodniach wylania wanny informacji na mnie i radź sobie. Nie czuję się nawet odrobinę decyzyjną osobą, a tym bardziej nie w tematach, w których jestem totalnie zielona, a pytania i problemy ciągle napływają.

Jestem sfrustrowana tym, że popełniłam te błędy, jestem sfrustrowana tym, że zostałam z tym wszystkim sama i zwyczajnie mnie cała sytuacja przytłacza. Nie byłam nawet dobrze przeszkolona z rzeczy praktycznych, nie rozumiem, jak wiele rzeczy funkcjonuje albo gdzie szukać informacji i do kogo o cokolwiek pisać. Jak można zostawić tak zielonego pracownika samopas?

#6.

Fakt z życia lenia – kiedy nalewam sobie sok, zawsze zostawiam trochę w pojemniku. Robię to tylko po to, żeby nie musieć wyrzucać pojemnika do śmieci, bo przecież jeszcze coś jest, więc ktoś inny wyrzuci, jak będzie sobie nalewał.

#7.


Moja żona jest toksyczna. To niesamowite, jak bardzo nie umie inaczej żyć, niż mieć pretensje absolutnie o wszystko. Albo to ze mną jest coś nie tak. Każdy poranek to awantura i pretensje o cokolwiek. Za dużo pisania by było, aby opisać wszystko, więc jako przykład podam dzisiejszy poranek. Sami oceńcie: Wstaję (jak co dzień) o godzinie ~6. Ogarniam mieszkanie i robię śniadanie dla niej i dla syna. Oni wychodzą około 7:00, a ja wtedy zmywam naczynia, wychodzę z psem, ogarniam co zdążę i szykuję się do pracy.

Lista dzisiejszych pretensji:
1. W trakcie gotowania szafki zostawiłem otwarte. Mówię, że co chwila coś stamtąd wyjmuję, ale i tak pozamykała.
2. „Spodni nie masz już gdzie trzymać?” Wisiały na wieszaku w łazience. Jej spodnie też tam wisiały, na tym samym wieszaku.
3. „Znowu smażone na śniadanie?” Zrobiłem naleśniki, bo w lodówce prawie że pustki. Z jabłkiem, smażone na oliwie. Dzień wcześniej ona zrobiła śniadanie – uda się jej mniej więcej raz na dwa tygodnie. Zrobiła jajecznicę.
3a. Nie zdążyła jej zjeść i była awantura, że jak zwykle jej nie pomagam – szykowałem synka do przedszkola. Ostatecznie pojechała autem do pracy, aby ona i syn mogli zjeść, i zrobiła mi wyrzuty, że zabuli 60 na parkomat koło pracy.
4. „W lodówce pustki, a nie chciałeś iść wczoraj do sklepu” – nie „nie chciałem”, tylko pojechaliśmy po buty na zimę dla syna – tak jak chciała.

Jeszcze coś tam było, ale nie pamiętam. Suma summarum mówię jej, że te poranne awantury to już taka codzienność. Wcześniej się denerwowałem, teraz smucę, a wkrótce zaczną mnie bawić.
5

Oglądany: 37519x | Komentarzy: 94 | Okejek: 246 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało