< > wszystkie blogi

Powiało nudą

Od dziś zawsze będę kończył, to co zacz...

Anonimowość w sieci

6 listopada 2008
     Miesiąc temu wrzuciłem wpis który wywołał olbrzymie kontrowersje. Nie będę tu opisywał, jak zareagowali goście bloga, bo można to poczytać w komentarzach. Nie zaprezentuję także wymiany poczty pomiędzy mną a administratorami, bo obowiązuje mnie tajemnica korespondencji. Dość, że stanęło na tym, że wpis okazał się „niefortunny” i został ogólnie oceniony bardzo krytycznie.

     Wracając jeszcze bezpośrednio do ostatniej notki, to obiecałem w niej napisać, czy kancelaria odwiedziła „bloga”. Odwiedziła. Dwa razy po czym się obrazili.

     Nie zamierzam dalej komentować, tego czy odwiedzanie przez urzędników, w czasie godzin pracy, stron zupełnie nie związanych z ich obowiązkami, jest dobre, czy też zasługuje na krytykę, bo z grubsza swoje zdanie już wyraziłem i ten temat, przynajmniej na razie uważam za zamknięty.

     Głosy oburzenia dotyczące inwigilacji i anonimowości w internecie, skłoniły mnie jednak do głębszych przemyśleń na temat pojęcia „w internecie jestem anonimowy”, które funkcjonuje w społeczeństwie w mniejszym lub większym stopniu. W szczególności do refleksji zmusił mnie komentarz Margot: „Cóż, pozostaje mi omijać szerokim łukiem Twojego bloga, jeszcze się okaże, że monitorujesz moje IP (...)”.

     Wielu użytkowników globalnej pajęczyny nie ma bladego pojęcia co to jest internet. Internet==Google albo internet==”Internet Explorer” na pulpicie. Wbrew pozorom takich ludzi jest mnóstwo. Ci jednak najczęściej nie zawracają sobie abcd* taką abstrakcją jak anonimowość w internecie. Im to jest zupełnie nie potrzebne. Jest jednak spora grupa „młodych gniewnych”, którzy oburzają się na wieść, że ktoś może śledzić ich poczynania w sieci. To są zazwyczaj ci, którzy słyszeli o czymś takim jak IP i może nawet potrafią rozwinąć ten skrót.

     Nie jest to blog techniczny więc nie będę wchodził w szczegóły, ale chciałbym Ci, p.t. Czytelniku zaprezentować dziś dwa kłamstwa. Oto pierwsze z nich:

     W internecie jestem anonimowy. Jeśli tak uważasz, to muszę Cię nazwać idiotą. Nie jesteś anonimowy. Kiedy tylko korzystasz z dobrodziejstw(?) internetu, to z grubsza rzecz ujmując, chcesz otrzymać jakąś treść. Np. przeczytać tego „bloga”. Pukasz więc grzecznie do drzwi komputera, który trzyma na swoim dysku treść tego, co akurat czytasz i prosisz, żeby Ci to pokazał. Ten odszukuje to, o co prosisz i Ci daje. Jak by to wyglądało, gdybyś był anonimowy? Wyobraź sobie, że chcesz zadzwonić po taksówkę. Jest piątek wieczór albo sobota baaaaaardzo wcześnie rano i chcesz wrócić do domu. Pech chciał, że właśnie zwiał Ci nocny. Następny za godzinę a i pewnie trzeba się będzie przesiąść. Chwytasz za telefon komórkowy, dziwisz się, że ma nagle dwadzieścia zamiast dziesięciu cyfr i już za czwartym razem udaje Ci się dodzwonić do korporacji:

- Dzień dobry, tu taxi podwieźmniedodomu, w czym mogę pomóc?
- Źźźieeńńń dob... Hyp.. ry. Chsiałem zamó... Hyp... wić tachsóóófffkeee...
- Służę uprzejmie. A dokąd?
- Do ddddddooooomuuuuuu...
- Dobrze, ale na jaki adres ma przyjechać po pana taksówkarz?
- piiiiiiiii...
- Halo, halo...

     No więc zamówiłeś taryfę. Czekasz, czekasz i wreszcie... Przyjeżdża kolejny nocny. Psioczysz na „złotówy”, że obiboki i nie przyjechali. Nie przyjechali, bo nie wiedzieli dokąd. Tak wyglądałaby anonimowość w internecie. Kiedy prosisz, żeby dostarczyć Ci np. tego bloga, bo chcesz poczytać, dzwonisz do serwera i mówisz mu kim jesteś. Mówisz mu po to, aby wiedział, komu wysłać to, o co poprosiłeś. Jak się nie przedstawisz, to guzik dostaniesz. Natomiast za każdym razem serwer notuje sobie kiedy i co komu wysłał. Powodów takiego „śledzenia” jest wiele. Wystarczyłoby w sumie wymienić dwa: dla celów statystycznych oraz „na wszelki wypadek”. Wchodząc na dowolną stronę przestajesz być anonimowy. Odbierając swoją pocztę przestajesz być anonimowy. Pisząc komentarz pod jakimkolwiek blogiem czy wpisem w serwisie JM przestajesz być anonimowy. Pisząc na forum JM przestajesz być anonimowy. Wszystko rozbija się o ten wspomniany IP, o którym wspomniała Margot. To on mówi, kim jesteś i kto chce „zamówić tę taksówkę” i do kogo ją wysłać.

     Teraz drugie kłamstwo: w internecie nie jestem anonimowy. Jeśli tak myślisz, to również jesteś kretynem, choć mniejszym. Paradoksalnie jest to prawda. Przynajmniej po części. Aby nie wchodzić w szczegóły, powiem, że adres IP nie pozwala zawsze na jednoznaczną identyfikację osoby. W szczególności adres IP, zgodnie z ustawą, nie jest daną osobową. Nawet, jeśli pozwala na jednoznaczne ustalenie komputera, nie osoby (a najczęściej pozwala), nie jest to takie proste. W praktyce takie możliwości posiada policja, która dopiero zwraca się do organizacji, która dostarcza Ci w wiaderku internet, o udostępnienie Twoich danych personalnych. Ktoś może znać Twój adres IP i najczęściej jedyną najbardziej personalną informacją, jaką może zdobyć jest dowiedzenie się w jakiej miejscowości mieszkasz, może na jakim osiedlu albo, jeśli przeglądasz sieć w firmie, jak się ona nazywa. Przy sporej odrobinie determinacji, większej niż przeciętna wiedzy o sieci i przy Twojej „biernej” i „mimowolnej” współpracy polegającej na zostawianiu w różnych serwisach swoich danych można zidentyfikować Cię personalnie. Jednak przeciętny Kowalski dla przeciętnego Nowaka jest anonimowy.

     Teoretycznie jedyną osobą, która ma możliwość całkowitego śledzenia tego co robisz w internecie ma Twój dostawca internetu. W praktyce to jest dużo bardziej skomplikowane.

     Na zakończenie wrócę do poprzedniego wpisu. Tak, założyłem statystyki. Stąd adresy IP odwiedzających. Po co mi one? Aby określić, że ktoś wchodził na bloga, które wpisy czytał, ile za „jednym zamachem”, czy kiedyś jeszcze powrócił, czy może to była jednorazowa pomyłka i tak dalej. Nie jestem w stanie stwierdzić nawet, czy to ktoś, kogo znam. Ten ktoś, czyli Ty, jest dla mnie maksymalnie piętnastoznakowym ciągiem cyfr i kropek (które czasem mogą się ułożyć w "sejm.gov.pl"). To co oferuje JM jako „statystyki” to dla mnie zdecydowanie za mało i dane są skrajnie niewiarygodne, bo odwiedziny bloga są jedynie odwiedzinami strony głównej. Przy okazji przyznaję się do prowadzenia podobnych statystyk w przypadku kilku moich innych stron.

     Jeśli zaś chcesz prawdziwej anonimowości w internetowej pajęczynie, mogę Ci „sprzedać” całkiem za darmo jeden, jedyny skuteczny sposób. Odsuń komputer, znajdź kabelek zakończony wtyczką podobną do telefonicznej, który wchodzi do komputera. Oznacz go sobie jakoś, żeby za chwilę nie szukać ponownie. Teraz udaj się do kuchni, weź ostry nóż. Tak dla pewności możesz go jeszcze ciut podostrzyć. Wróć do komputera. Odszukaj ponownie kabelek, o którym pisałem i go przetnij. Jeśli zaś korzystasz z internetu bezkabelkowego, proponuję wyłączyć komputer posługując się albo odpowiednim przyciskiem (anonimowość tymczasowa) albo z wykorzystaniem odpowiednio ciężkiego przedmiotu (anonimowość permanentna).

*abcd - cztery litery.


 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi