Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych CCV

35 416  
39   3  
Kliknij i zobacz więcej!Minęło sporo czasu od ostatniej traumy. W tym czasie opowiadania nadpływały. I dlatego dziś krwawe wydanie. Bardzo krwawe.

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

ZJAZD ŻYCIA

W wieku 13, może 14 lat, zimą. Pamiętam jak dziś, 2 stycznia. Wybrałem się na hałdę (jako że mieszkam w stolicy górnego śląska odkąd pamiętam), gdzie wszyscy zjeżdżaliśmy na czym się dało. Zabawa była przednia, bo i górka spora, może ze 100 metrów spadu, może trochę mniej. Kąt nachylenia spory, ok. 45 stopni, że aż ciężko się było dostać na górę, ale za to prędkości można było osiągnąć niebagatelne. Miałem zjechać ostatni raz, więc wdrapałem się na górę, na samiuśki szczyt, ustawiłem saneczki jak Bozia przykazała, położyłem się na nich i jazda. Prędkość oszałamiająca pewnie przez to, że nie było już śniegu, a sam lód. Wtedy też czapka zleciała mi na oczy i próbowałem ją jakoś naciągnąć z powrotem na głowę, ale pech chciał, że puszczając lewą płozę sanek zacząłem niefortunnie skręcać. Gdy podniosłem czapkę widziałem tylko uciekających ludzi i stojące sanki, w które wjechałem z całym impetem.
Uderzenie przyjąłem na prawą dłoń. Ból niemiłosierny, ale po 10 sekundach przestało. Jako że to był mój ostatni zjazd, postanowiłem zejść już na sam dół i poczekać na towarzyszy, ażeby wrócić do domu. W drodze w dół poczułem, że coś mi mokro w prawej rękawiczce. Zdjąłem ją i to, co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania, nogi mi się zrobiły jak z waty, usiadłem na saneczkach i do końca zdjąłem tę nieszczęsną rękawiczkę. Co się okazało, trafiając niefortunnie kantami płóz sanek w siebie, uciąłem sobie wskazującego palca prawej ręki. Widok chrząstki i kości mam do dziś przed oczami. Blizna nadal przypomina mi wypad na sanki. Od tamtej pory mnie już tam nie widzieli.

by quiderek

* * * * *

PRZYGODY DZIEWCZYNKI

Mała dziewczynka, lat około 5-6, zobaczyła u starszego kuzyna rolki, stwierdziła, a co tam. I ubrała. "Poszła" do mamy do kuchni, po kafelkach. Piękna wywrotka. 10 minut nie mogła oddechu złapać.

Ta sama dziewczynka szła z mamą pod halę targową (każdy szanujący się mieszkaniec Krakowa wie gdzie to). Szłyśmy koło lodowiska, tam jakieś pręty metalowe. Dziewczynka miała ubrane takie klapki wsuwane, przejechała nogą po pręcie. Nawet nie poczuła. Zauważyła dopiero w domu ( po jakichś 3 godzinach), że zwykle żółte klapki zmieniły kolor na pomarańczowy. Efekt? Około 3-centymetrowa blizna. Obecnie już niewidoczna.

by Lenusek

* * * * *

ODPALIŁ PIŁĘ

Gdy miałem jakieś 4 latka, lubiłem bawić się samochodami. W pomieszczeniach pod garażem obok mojego domu stała cyrkularka (taka piła do przecinania drewna wmontowana w stół) z dwoma przyciskami. Zawsze była wyłączana po skończonej robocie, jednak tym razem ktoś zapomniał to zrobić i gdy kliknąłem przycisk "odpalający silnik samochodu" piła się uruchomiła i zahaczyła o mój palec na obrączkę prawej ręki. Siostra, która stała kilka metrów dalej, pobiegła ze mną do mamy, a ona zaprowadziła mnie do łazienki. Przemywając ranę zauważyliśmy, że.. brakuje mi jakiegoś centymetra palca. Dziś jest jakieś 7 mm krótszy od tego samego w lewej ręce - jest paznokieć, ale dziwnie zakończony ;). Nie pamiętam czy bolało, ale szok chyba go trochę zmniejszył.

by Radon @

* * * * *

BUNKIER

Miałem może 13 lat. Pewnego razu, eksplorując z kolegami przedmieścia mojego miasta, natrafiłem na swego rodzaju "bunkier". Polegało to na tym, że ktoś wykopał w ziemi całkiem sporą, szeroką dziurę, w której spokojnie zmieściłoby się trzech ludzi. Dziura ta miała być przykryta deskami, jednak ktoś przed nami rozwalił już dach, a jego pozostałości leżały na samym dole. Zeskoczyłem na dół, wylądowałem stopą na desce, która miała wbity gwóźdź... oczywiście ostrym końcem do góry. Ból był nieziemski, ledwo doszedłem do domu, wspomagany przez swoich towarzyszy, ale nic poważnego mi się nie stało.

by dopelfish @

* * * * *

WYPASIONY ROWER

Miałem chyba 7 lat. Rodzina przyjechała w odwiedziny i przywiozła mi kolarzówkę, z której już wyrósł starszy kuzyn. Pierwszy rower w okolicy, który miał przerzutki i hamulce ręczne. No to wiadomym było, że rzuciłem się na nią i zacząłem ujeżdżać. Parę kółek po płaskim uznałem za wystarczającą praktykę, żeby jechać dalej. Daleko nie zajechałem. Zjeżdżałem z górki. Wiedziałem, gdzie są hamulce, ale kto wtedy słyszał, że hamując przednim można się tak wywalić. Na drodze była szlaka. Po uślizgu koła ta szlaka była również w moim kolanie. Bolało i krew się trochę lała, to trzeba było wracać do domu. Żeby do niego dotrzeć musiałem zejść z innej górki. Kolano bolało, to pomyślałem, że powoli zjadę na rowerze, żeby się oszczędzać. Przed furtką drugie hamowanie i drugie kolano rozwalone. Czarne plamki szlaki w kolanie są do dziś.

NIE WYSTAWIAJ JĘZORA

Kolejna akcja na corocznych wakacjach u rodziny. Ciocia mieszka koło szkoły podstawowej. Przy podstawówce stoją drabinki, więc stały się głównym miejscem zabaw dla brata, kuzyna i moim. Chodziłem właśnie po takiej garbatej z poprzecznymi żebrami. Wysokiej wtedy jak ja. Będąc na samej górze, chciałem się przecisnąć między dwoma prętami i zejść na ziemię. I tu zonk. Przywaliłem brodą w jedno z żeber. Czemu język wystawiałem, nie wiem. Skutkiem była dziura w języku na wylot, długa i szeroka na dwa centymetry. No to biegiem do cioci, a sprint w takich sytuacjach to życiówki. Nie płakałem, bo raczej nie bolało. Stanąłem przed ciocią z krwią wyciekającą z buzi, paniką w oczach i próbowałem coś mówić, ale brzmiało to raczej jak bełkot menela. Dopiero po chwili dobiegł brat i kuzyn z wyjaśnieniami. Muszę się spytać, co ciotka wtedy czuła. Pojechaliśmy do szpitala na szycie języka. Niewielu może się tym pochwalić. Najgorzej było przez kolejne dwa tygodnie, kiedy z wywalonym i spuchniętym językiem mogłem jeść tylko jakieś zmiksowane zupki albo mikrokanapki bez skórki. Dziś nie ma śladu na języku oprócz zgrubienia wyczuwalnego palcem.

JAK DZIAŁA MASZYNA DO SZYCIA?

Najwięcej wypadków zdarza się we własnym, bezpiecznym domu. Tak i ja miałem. Pewnego razu mama robiła coś tam na maszynie do szycia z moimi spodniami. Widziałem już parę razy jak szyje, ale nie wiedziałem jak to działa, że zszywa. Zresztą do dziś nie opanowałem tego zjawiska. Jak się nie wie, jak coś działa, to nie powinno się w tym grzebać paluchami. Teraz już wiem, ale wtedy po badaniu manualnym maszyny skończyłem z własnymi spodniami przyszytymi do palca wskazującego. Igła weszła dwa razy, po obu stronach paznokcia. Potwierdzam, że palce są silnie unerwione. Ból był całkiem spory.

HUŚTAWKA TO POCZĄTEK

Wakacje u babci, wiek około 10 lat. Niedaleko babci domu była skarpa. Wysoka na jakieś 4 metry i średnio pochyła. W połowie skarpy rosło drzewo. Starsi chłopacy zrobili tam huśtawkę. Przybili do drzewa u góry wąż strażacki (nie mam pojęcia skąd wzięty) i na dole przywiązali kij. Chwytało się za niego rękami i odbijało od skarpy, żeby polatać. Taka, jakiej często używa się do skoków do wody. Chodziliśmy tam w stałym zespole ja, brat, kuzyn i czasem kuzynka, prawie codziennie. Coraz bardziej się przeginało i mocniej skakało. Wiadomo, że tak jest zawsze, aż coś się nie wydarzy. Tym razem padło na mnie. Nie wiem czy byłem już zmęczony bujaniem, czy słabo się chwyciłem, ale w kulminacyjnym momencie lotu puściłem kij. Spadłem na nogi, ale siła rozpędu wybiła mnie dalej do przodu i padłem na twarz. Twarz nie ucierpiała, za to ręka połamana. Zagipsowali mi razem z tą ręką cały korpus, lewą rękę zostawiając wolną. Złamana ręka boli jakiś tydzień i ciężko spać leżąc non stop na plecach. Jestem praworęczny, więc przez prawie miesiąc chodzenia w gipsie, czyli niemal do końca wakacji, byłem lekko nieporadny. Lato było gorące tamtego roku, a gips obłożony od środka watą. Zapach nie był aż taki zły spod tego pancerza. Gorsze było gorąco. Dobrze, że znalazł się taki stary odkurzacz, gdzie wkładając rurę z drugiej strony działał jako nawiew pod gips. Po dwóch tygodniach już było nieźle, to wyjmowałem złamaną rękę z gipsu, żeby sobie czasami w czymś pomóc. Po trzech próbowałem już się kąpać w morzu i gips tak zamókł, że nie wytrzymał pełnego, zalecanego miesiąca i zostały z niego tylko klejące się bandaże. Lekarz na szczęście stwierdził, że już można go zdjąć.

by daar28

* * * * *

JABŁUSZKO

Po przeprowadzce do nowego domu, ja, jako 8-letni pokurcz, byłem bardzo zadowolony z tego, że wreszcie dosięgałem do blatu. Pewnego pięknego dnia naszła mnie ochota na jabłko - jako że przekrawam je zawsze na pół, a rodzice kategorycznie zabronili mi kroić na nowym blacie bez deski - postanowiłem potrzymać je w ręce. Wziąłem więc laserowo ostrzony nóż i używając nieco zbyt dużej siły, przekroiłem jabłko na pół, a ostrze zatrzymało się w połowie ścięgna łączącego kciuk z resztą dłoni. Blizny po siedmiu szwach mam do dziś.

CHWAST

Innym razem bawiąc się z kolegą na łące w berka nieopacznie przewróciłem się i nadziałem na jakiś twardy chwast. Przy jego wyjmowaniu z nogi uświadomiłem sobie, że zatrzymał się na czymś białym - tym czymś była kość piszczelowa. Od tej pory mam na nodze punkt (~1cm średnicy), który jest kompletnie bez czucia.

by pablobbb

* * * * *

ZNALEZISKO W PIWNICY

Miałam może z 7 lat i byłam u babci na wakacjach. Z braku zajęć szukałam w piwnicy różnych ciekawych rzeczy. Znalazłam, jak się później okazało, nóż do tapet. Postanowiłam go wypróbować, przecinając gazetę w rozmaite poprzeczne wzorki. Cięłam szybkimi, zdecydowanymi ruchami, dopóki nie poczułam bólu na palcu wskazującym, lewej ręki. Przecięłam paznokcia w poprzek, jedna połowa wisiała na ostatniej skórce. Wrzask na widok krwi, szybka interwencja babci. Po uspokojeniu emocji okazało się, że wraz z gazetą pocięłam ceratkę, ozdabiającą stół. Paznokieć odrósł, ale nie zapomnę zdziwionej miny babci.

by murderondancefloor @

* * * * *

KAWAŁ

W wieku lat 10 na informatyce Szanowny Profesor kazał rozstawić krzesła wokół komputera, abyśmy wszyscy mogli zobaczyć, co ów przedmiot kryje w swoim wnętrzu. Krzesła były to metalowe kwadratowe stołki. Chcąc zrobić kawał koledze, podczas gdy on się podniósł, by dojrzeć sekretny wentylator, ja odsunęłam mu owe "krzesełko" . Jakież było moje zdziwienie, że nikt nie śmieje się z żartu jaki zrobiłam, a dziewczynki zaczynają płakać. Okazało się, że kolega idealnie wymierzył upadając głową na kant metalowego krzesła. Wszędzie krew, karetka w 5 minut a później poważna rozmowa moja z dyrektorem szkoły i ojcem owego kolegi na temat jego poważnego wstrząśnienia mózgu.

by superoll

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten link i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 35416x | Komentarzy: 3 | Okejek: 39 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało